Afryka
Północna to wspaniały rejon dla miłośników upalnego lata, ale i słonecznej
jesieni czy cieplutkiej wiosny. Nam przytrafiła się szansa zaznania listopadowego ciepła
tego pięknego kraju. Bo 25 stopni można chyba nazwać jednak ciepłą jesienią...
Podróż z atrakcyjną przesiadką
Tani
dojazd do Maroka na pierwszy rzut oka może wydać się skomplikowany. Na
szczęście z Siedlec do Warszawy kursują pociągi Kolei Mazowieckich, z Warszawy
do Berlina - PolskiBus, a z Berlina do Agadiru - EasyJet. W naszym przypadku
koszty transportu zamknęły się w kwocie po około 200 zł na osobę w obie strony
(za wszystkie bilety, nie licząc drobnych wydanych na transport po Berlinie). W
tej chwili można już polować na tanie bilety lotnicze do Agadiru bezpośrednio z
Warszawy. Jednak jeśli jest okazja zatrzymać się w Berlinie, to oczywiście
gorąco polecam.
Na
podróż po Maroku zaplanowaliśmy pobyt w trzech miastach: Agadirze, As-Sawirze
oraz w Marrakeszu. Zrezygnowaliśmy z wypadu na tereny pustynne, czy z podróży do
Casablanki, ponieważ podróże trwałyby długo, a my chcieliśmy mieć nieco czasu
na odpoczynek. I to rzeczywiście nam się udało.
Agadir
Agadir ma bardzo interesujący port lotniczy. Tamtejszy budynek terminalu ma typową jak na tamten kraj architekturę, przez co niekoniecznie przypomina lotniskową strefę obsługi pasażera. Co uderza na chwilę po opuszczeniu samolotu (w listopadzie) - przede wszystkim duża wilgotność powietrza i intensywnie świecące słońce. A tego właśnie w Polsce nam brakowało. Z lotniska do centrum można dostać się miejskimi autobusami, jednak trudno się nimi poruszać, dlatego, że ani na przystankach, ani w pojazdach nie ma rozkładów jazdy i tras. Dlatego turyście może być trudno. My wybraliśmy taksówkę. Nie posłuchaliśmy jednak rady książkowych przewodników i weszliśmy w poważną negocjację z kierowcą wielkiego mercedesa bez klamek. Z powszechnie przyjętych 150 dirhamów, które podają przewodniki jako standardową cenę, kierowca zszedł do 110. Momentami wiózł nas po chodnikach, żeby ominąć korki, ale cali i zdrowi dojechaliśmy pod drzwi naszego hotelu.
Agadir ma bardzo interesujący port lotniczy. Tamtejszy budynek terminalu ma typową jak na tamten kraj architekturę, przez co niekoniecznie przypomina lotniskową strefę obsługi pasażera. Co uderza na chwilę po opuszczeniu samolotu (w listopadzie) - przede wszystkim duża wilgotność powietrza i intensywnie świecące słońce. A tego właśnie w Polsce nam brakowało. Z lotniska do centrum można dostać się miejskimi autobusami, jednak trudno się nimi poruszać, dlatego, że ani na przystankach, ani w pojazdach nie ma rozkładów jazdy i tras. Dlatego turyście może być trudno. My wybraliśmy taksówkę. Nie posłuchaliśmy jednak rady książkowych przewodników i weszliśmy w poważną negocjację z kierowcą wielkiego mercedesa bez klamek. Z powszechnie przyjętych 150 dirhamów, które podają przewodniki jako standardową cenę, kierowca zszedł do 110. Momentami wiózł nas po chodnikach, żeby ominąć korki, ale cali i zdrowi dojechaliśmy pod drzwi naszego hotelu.
W
Agadirze, w hotelu położonym w odległości 100 metrów od
przepięknej plaży, spędziliśmy dwa noclegi. Warunki w hotelu nie były ponadprzeciętne,
ale cena 50 zł za osobę z pewnością zachęciła. W Agadirze spędziliśmy sporo czasu
na plaży, ale i sporo spacerowaliśmy po centrum. Podążyliśmy szlakami
proponowanymi przez przewodniki, jedliśmy w restauracjach tamtejsze
odpowiedniki europejskiego jedzenia i popijaliśmy to dużymi ilościami marokańskiej
herbaty miętowej. Wybraliśmy się też na suk, który do tej pory wzbudza zarówno
moją ciekawość, jak i niechęć. Surowe mięso, muchy, śmierdzące ścieki, a obok
piękne tkaniny, szale, ubrania, kolorowe przyprawy, ozdoby. Ale również usługi
rzemieślnicze, np. ostrzenie noży maszyną napędzaną siłą nóg.
W Agadirze
obowiązkowo odwiedzaliśmy tamtejszy, bardzo duży supermarket, który przypominał
Auchan, z cenami porównywalnymi do polskich. Tam zaopatrywaliśmy się w
jedzenie, picie oraz w kosmetyki, których z Polski nie wzięliśmy za wiele. Również
w Agadirze wyszukaliśmy szybko stację autobusową, na której kupiliśmy bilety na
podróż do naszego kolejnego celu - As-Sawiry.
As-Sawira
As-Sawira to urocze miejsce. Nawet jeśli ktoś przebywa tylko w Agadirze, to warto się tam
wybrać, żeby zobaczyć, jak wygląda prawdziwa medyna, ponieważ w Agadirze
takowej nie ma. Tu jednak jest już trochę mniej turystów, mniej osób mówiących
po angielsku czy francusku, Ale jest większa intymność, przyjemny klimat,
wielki i ciekawy port, no i samo miasto, które w jednej z ekranizacji
fragmentów Biblii "imitowało" Jerozolimę. W As-Sawirze jest bardzo długa plaża,
gdzie również można korzystać z dobrodziejstw ciepłej wody. Jest tam też kilka
restauracyjek, w których można spróbować tradycyjnego marokańskiego tadżinu,
zamówić świeżo wyciskany sok, albo naszą ulubioną miętową herbatę.
Jedni uwielbiają, inni nie znoszą
Jedni uwielbiają, inni nie znoszą
Z
As-Sawiry można udać się autobusem do Marrakeszu. Ta podróż nie trwała zbyt
długo i odbywała się w nieco lepszych warunkach, niż poprzednia. Dworzec
autobusowy As-Sawiry znajduje się praktycznie w sąsiedztwie medyny, dlatego
wszędzie można dojść piechotą.
Jednak
w Marrakeszu dworzec już jest znacznie oddalony od centrum. I sama medyna - w
odróżnieniu od tej, którą zwiedzaliśmy w As-Sawirze - jest gigantyczna. Dlatego
nawet z porządną mapą jest dość łatwo zabłądzić. Jednak po znalezieniu placu Dżamaa al-Fina bez większych przygód trafiliśmy do celu.
Warunki
hotelowe w Marrakeszu mieliśmy przeciętne, ale tu również byliśmy zaskoczeni
smacznymi śniadaniami wliczonymi w cenę. Wśród naszych znajomych, którzy
odwiedzili Marrakesz, to miasto budzi różne uczucia. Na nas zrobiło jednak
wrażenie. Ta gigantyczna medyna to jeden wielki targ. Można w centrum miasta
kupić dosłownie wszystko. Różnorodność towarów, kolory i świecidełka naprawdę
biją po oczach. Na każdym kroku można napić się świeżego soku albo coś
przekąsić. Wrażenie robią kolorowe budynki, a negatywne emocje wzbudzają
zaniedbane rejony miasta. Ale trzeba stanowczo stwierdzić, że warto znaleźć się
w Marrakeszu choć na chwilę, by popatrzeć na to, co dzieje się na głównym placu
medyny. Bo to jest jedno wielkie przedstawienie. Muzyka, taniec, ogień...
Połączenie tego wszystkiego przenosi w zupełnie inny świat.
Relaks przed powrotem
Relaks przed powrotem
Na
ostatnie dwa dni naszej podróży powróciliśmy do Agadiru. Tam mieliśmy jeszcze
czas, żeby kupić pamiątki i porządnie wypocząć przed powrotem do Polski. Dodam
jeszcze, że w drodze powrotnej również targowaliśmy się z taksówkarzami. Co
prawda rezultatem była kłótnia, jaka wywiązała się między nimi, ale dzięki temu
zaoszczędziliśmy kolejne 30 dirhamów. Hotel, który znajdował się jeszcze bliżej
plaży niż poprzedni, miał również nieco wyższy standard i sprawiał wrażenie
bardziej przyjaznego europejskim turystom.
Przez
cały nasz pobyt w Maroku w ogóle nie padało. Dopisała pogoda, zwiedziliśmy trzy
przepiękne miasta Maroka, wypoczęliśmy, a i cała podróż kosztowała niewiele.
Ciekawostki
- Cała podróż (8 dni pobytu) kosztowała po około 1200 zł na osobę - dojazd i powrót, noclegi, transport, wyżywienie, pamiątki.
- Warto zaopatrzyć się na miejscu w kosmetyki na bazie oleju arganowego i w sam olejek.
- Nieocenioną pamiątką z Maroka jest specjalny czajniczek do parzenia miętowej herbaty.
- Parzenie marokańskiej herbaty to wręcz rytuał, a i picie to świetny sposób Marokańczyków na spędzenie czasu ze znajomymi w restauracji czy barze (herbata musi być spieniona, podawana w malutkich szklaneczkach.
- W Maroku raczej trudno o alkohol w restauracjach. Czasem można natknąć się na piwo w restauracjach nastawionych na turystów.
- Wielu naszych znajomych narzekało na problemy z żołądkiem. My na kilka dni przed wyjazdem zaczęliśmy łykać probiotyki i przyjmowaliśmy je również w trakcie podróży. Na miejscu z kolei piliśmy dużo Coli i wodę tylko butelkowaną. I rzeczywiście, obyło się bez nieprzyjemności.
- Polecam korzystanie z więcej niż jednego przewodnika. My korzystaliśmy z trzech. Zdarzały się czasem i błędy, np. nieaktualna lokalizacja dworca autobusowego na mapie w jednym z przewodników. Dlatego warto było konfrontować różne informacje.
- My korzystaliśmy z przewodnika Pascala, z przewodnika Wydawnictwa "Bezdroża" i z przewodnika "Hiszpania i Maroko" Wiesława Olszewskiego (ten ostatni nie tyle praktyczny, co ciekawy, pokazujący inny niż pozostałe przewodniki punkt widzenia).
- Trzeba spróbować tadżinu i wyciskanych soków owocowych. Nigdzie indziej tak nie smakują.
- W As-Sawirze polecam hotel Riad Etoile de Mogador. Rewelacja. Zdjęcia obiektu można obejrzeć tutaj.
Witam, Dobre, praktyczne i aktualne info z Maroka. Sami wybieramy się na przełomie października i listopada w te rejony i śledzę na blogach ciekawostek na temat tego kraju.
OdpowiedzUsuńPytanie jeszcze, czy hotele rezerwowaliście z wyprzedzeniem czy na miejscu??
Dzięki za komentarz;). Przełom października i listopada to czas już poza sezonem (no i strasznie fajna pora), a więc w hotelach powinno być mnóstwo miejsc, plaże też powinny już gwarantować sporo intymności;). My jednak rezerwowaliśmy noclegi dosłownie na tydzień przed wyjazdem. Jeśli w chwili wyjazdu nie macie 100-procentowego planu podróży, to chyba śmiało możecie rezerwować na miejscu. Też dodam, że z reguły nie mieliśmy problemów z płatnością kartą w hotelach.
UsuńUdanej podróży!
Ostatnio na naszych wyjazdach udaje nam się zaoszczędzić dzięki CS. ale nie wiem jak to będzie w Maroku. http://podrozzplecakiem.blogspot.com/2013/05/couchsurfing-rozwiazanie-na-drogie.html
UsuńJa bym na Waszym miejscu próbował. Nie korzystałem poza Europą, ale ponoć większych miastach Maroka działa bez zarzutu. A hotel - w terminie, jaki wybraliście - i tak można zarezerwować raczej od ręki.
OdpowiedzUsuńMusi tam być rewelacyjnie! Aż muszę kiedyś namówić męża i znajomych i może się wybierzemy. Chciałabym też na takich wakacjach spróbować wreszcie jazdy na desce. Myślę już teraz czy nie zamówić sobie takiej SUP na gosup.pl i jak będzie możliwość już u nas to zacząć trenować pływanie. Aby wyjeżdżając za granicę już sobie w wodzie dobrze radzić.
OdpowiedzUsuń