niedziela, 23 czerwca 2013

Maroko: Udana podróż za niewielkie pieniądze




Afryka Północna to wspaniały rejon dla miłośników upalnego lata, ale i słonecznej jesieni czy cieplutkiej wiosny. Nam przytrafiła się szansa zaznania listopadowego ciepła tego pięknego kraju. Bo 25 stopni można chyba nazwać jednak ciepłą jesienią...

Podróż z atrakcyjną przesiadką

Tani dojazd do Maroka na pierwszy rzut oka może wydać się skomplikowany. Na szczęście z Siedlec do Warszawy kursują pociągi Kolei Mazowieckich, z Warszawy do Berlina - PolskiBus, a z Berlina do Agadiru - EasyJet. W naszym przypadku koszty transportu zamknęły się w kwocie po około 200 zł na osobę w obie strony (za wszystkie bilety, nie licząc drobnych wydanych na transport po Berlinie). W tej chwili można już polować na tanie bilety lotnicze do Agadiru bezpośrednio z Warszawy. Jednak jeśli jest okazja zatrzymać się w Berlinie, to oczywiście gorąco polecam.

Na podróż po Maroku zaplanowaliśmy pobyt w trzech miastach: Agadirze, As-Sawirze oraz w Marrakeszu. Zrezygnowaliśmy z wypadu na tereny pustynne, czy z podróży do Casablanki, ponieważ podróże trwałyby długo, a my chcieliśmy mieć nieco czasu na odpoczynek. I to rzeczywiście nam się udało.

 Agadir

Agadir ma bardzo interesujący port lotniczy. Tamtejszy budynek terminalu ma typową jak na tamten kraj architekturę, przez co niekoniecznie przypomina lotniskową strefę obsługi pasażera. Co uderza na chwilę po opuszczeniu samolotu (w listopadzie) - przede wszystkim duża wilgotność powietrza i intensywnie świecące słońce. A tego właśnie w Polsce nam brakowało. Z lotniska do centrum można dostać się miejskimi autobusami, jednak trudno się nimi poruszać, dlatego, że ani na przystankach, ani w pojazdach nie ma rozkładów jazdy i tras. Dlatego turyście może być trudno. My wybraliśmy taksówkę. Nie posłuchaliśmy jednak rady książkowych przewodników i weszliśmy w poważną negocjację z kierowcą wielkiego mercedesa bez klamek. Z powszechnie przyjętych 150 dirhamów, które podają przewodniki jako standardową cenę, kierowca zszedł do 110. Momentami wiózł nas po chodnikach, żeby ominąć korki, ale cali i zdrowi dojechaliśmy pod drzwi naszego hotelu.

W Agadirze, w hotelu położonym w odległości 100 metrów od przepięknej plaży, spędziliśmy dwa noclegi. Warunki w hotelu nie były ponadprzeciętne, ale cena 50 zł za osobę z pewnością zachęciła. W Agadirze spędziliśmy sporo czasu na plaży, ale i sporo spacerowaliśmy po centrum. Podążyliśmy szlakami proponowanymi przez przewodniki, jedliśmy w restauracjach tamtejsze odpowiedniki europejskiego jedzenia i popijaliśmy to dużymi ilościami marokańskiej herbaty miętowej. Wybraliśmy się też na suk, który do tej pory wzbudza zarówno moją ciekawość, jak i niechęć. Surowe mięso, muchy, śmierdzące ścieki, a obok piękne tkaniny, szale, ubrania, kolorowe przyprawy, ozdoby. Ale również usługi rzemieślnicze, np. ostrzenie noży maszyną napędzaną siłą nóg.

W Agadirze obowiązkowo odwiedzaliśmy tamtejszy, bardzo duży supermarket, który przypominał Auchan, z cenami porównywalnymi do polskich. Tam zaopatrywaliśmy się w jedzenie, picie oraz w kosmetyki, których z Polski nie wzięliśmy za wiele. Również w Agadirze wyszukaliśmy szybko stację autobusową, na której kupiliśmy bilety na podróż do naszego kolejnego celu - As-Sawiry.


As-Sawira

Po Maroku najczęściej podróżuje się autobusami, bo kolej jest dostępna w niewielu miejscach, ale to się zmienia, ponieważ sieć jest rozbudowywana. Autobusy państwowego przewoźnika są może w nie najlepszym stanie, ale przynajmniej mają klimatyzację. W gorszych warunkach, ale mniej więcej za połowę ceny, można podróżować pojazdami innych przewoźników. My postawiliśmy na państwową firmę i tym oto sposobem z Agadiru dotarliśmy nocną porą do As-Sawiry.

Podróż autokarem była nieprzyjemna, bo drogi były kręte, po drodze liczne urwiska i spore różnice poziomów. Na miejscu wzięliśmy taksówkę, która dowiozła nas do medyny, a kierowca wskazał drogę do naszego skrzętnie ukrytego w plątaninie wąskich uliczek hotelu. Ulica, na którą dotarliśmy, sugerowała raczej nieciekawe warunki, ale rzeczywistość okazała się inna. Hotel przypominał niewielki pałac. Czysto, schludnie, klimatyczne dekoracje, profesjonalnie zasłane łóżka, świeże kwiaty, płatki róż na łóżku i ręczniki ułożone tak ładnie, że aż szkoda było je ruszać. Prysznic w takich warunkach był najprzyjemniejszy na świecie! Ale jeszcze większym zaskoczeniem było obfite i smaczne śniadanie wliczone w cenę, o którym wcześniej nic nie wiedzieliśmy. Z możliwością zjedzenia w pokoju, w jadalni, lub na wspaniałym tarasie z widokiem na całą medynę. Do dziś żałujemy, że w As-Sawirze zatrzymaliśmy się tylko na dwa dni. A na dodatek jeszcze bardzo miła obsługa. Tu trzeba zaznaczyć, że właścicielem hotelu był Francuz, który o wszystko bardzo szczególnie dbał.


As-Sawira to urocze miejsce. Nawet jeśli ktoś przebywa tylko w Agadirze, to warto się tam wybrać, żeby zobaczyć, jak wygląda prawdziwa medyna, ponieważ w Agadirze takowej nie ma. Tu jednak jest już trochę mniej turystów, mniej osób mówiących po angielsku czy francusku, Ale jest większa intymność, przyjemny klimat, wielki i ciekawy port, no i samo miasto, które w jednej z ekranizacji fragmentów Biblii "imitowało" Jerozolimę. W As-Sawirze jest bardzo długa plaża, gdzie również można korzystać z dobrodziejstw ciepłej wody. Jest tam też kilka restauracyjek, w których można spróbować tradycyjnego marokańskiego tadżinu, zamówić świeżo wyciskany sok, albo naszą ulubioną miętową herbatę.

Jedni uwielbiają, inni nie znoszą

Z As-Sawiry można udać się autobusem do Marrakeszu. Ta podróż nie trwała zbyt długo i odbywała się w nieco lepszych warunkach, niż poprzednia. Dworzec autobusowy As-Sawiry znajduje się praktycznie w sąsiedztwie medyny, dlatego wszędzie można dojść piechotą.

Jednak w Marrakeszu dworzec już jest znacznie oddalony od centrum. I sama medyna - w odróżnieniu od tej, którą zwiedzaliśmy w As-Sawirze - jest gigantyczna. Dlatego nawet z porządną mapą jest dość łatwo zabłądzić. Jednak po znalezieniu placu Dżamaa al-Fina bez większych przygód trafiliśmy do celu.

Warunki hotelowe w Marrakeszu mieliśmy przeciętne, ale tu również byliśmy zaskoczeni smacznymi śniadaniami wliczonymi w cenę. Wśród naszych znajomych, którzy odwiedzili Marrakesz, to miasto budzi różne uczucia. Na nas zrobiło jednak wrażenie. Ta gigantyczna medyna to jeden wielki targ. Można w centrum miasta kupić dosłownie wszystko. Różnorodność towarów, kolory i świecidełka naprawdę biją po oczach. Na każdym kroku można napić się świeżego soku albo coś przekąsić. Wrażenie robią kolorowe budynki, a negatywne emocje wzbudzają zaniedbane rejony miasta. Ale trzeba stanowczo stwierdzić, że warto znaleźć się w Marrakeszu choć na chwilę, by popatrzeć na to, co dzieje się na głównym placu medyny. Bo to jest jedno wielkie przedstawienie. Muzyka, taniec, ogień... Połączenie tego wszystkiego przenosi w zupełnie inny świat.

Relaks przed powrotem

Na ostatnie dwa dni naszej podróży powróciliśmy do Agadiru. Tam mieliśmy jeszcze czas, żeby kupić pamiątki i porządnie wypocząć przed powrotem do Polski. Dodam jeszcze, że w drodze powrotnej również targowaliśmy się z taksówkarzami. Co prawda rezultatem była kłótnia, jaka wywiązała się między nimi, ale dzięki temu zaoszczędziliśmy kolejne 30 dirhamów. Hotel, który znajdował się jeszcze bliżej plaży niż poprzedni, miał również nieco wyższy standard i sprawiał wrażenie bardziej przyjaznego europejskim turystom.

Przez cały nasz pobyt w Maroku w ogóle nie padało. Dopisała pogoda, zwiedziliśmy trzy przepiękne miasta Maroka, wypoczęliśmy, a  i cała podróż kosztowała niewiele.
 

Ciekawostki

  • Cała podróż (8 dni pobytu) kosztowała po około 1200 zł na osobę - dojazd i powrót, noclegi, transport, wyżywienie, pamiątki.
  • Warto zaopatrzyć się na miejscu w kosmetyki na bazie oleju arganowego i w sam olejek.
  • Nieocenioną pamiątką z Maroka jest specjalny czajniczek do parzenia miętowej herbaty.
  • Parzenie marokańskiej herbaty to wręcz rytuał, a i picie to świetny sposób Marokańczyków na spędzenie czasu ze znajomymi w restauracji czy barze (herbata musi być spieniona, podawana w malutkich szklaneczkach.
  • W Maroku raczej trudno o alkohol w restauracjach. Czasem można natknąć się na piwo w restauracjach nastawionych na turystów.
  • Wielu naszych znajomych narzekało na problemy z żołądkiem. My na kilka dni przed wyjazdem zaczęliśmy łykać probiotyki i przyjmowaliśmy je również w trakcie podróży. Na miejscu z kolei piliśmy dużo Coli i wodę tylko butelkowaną. I rzeczywiście, obyło się bez nieprzyjemności.
  • Polecam korzystanie z więcej niż jednego przewodnika. My korzystaliśmy z trzech. Zdarzały się czasem i błędy, np. nieaktualna lokalizacja dworca autobusowego na mapie w jednym z przewodników. Dlatego warto było konfrontować różne informacje.
  • My korzystaliśmy z przewodnika Pascala, z przewodnika Wydawnictwa "Bezdroża" i z przewodnika "Hiszpania i Maroko" Wiesława Olszewskiego (ten ostatni nie tyle praktyczny, co ciekawy, pokazujący inny niż pozostałe przewodniki punkt widzenia).
  • Trzeba spróbować tadżinu i wyciskanych soków owocowych. Nigdzie indziej tak nie smakują.
  • W As-Sawirze polecam hotel Riad Etoile de Mogador. Rewelacja. Zdjęcia obiektu można obejrzeć tutaj.