niedziela, 3 marca 2013

Izrael. Jerozolima i okolice. Cz. 3




Dzień trzeci trwa. Nazaret, pierwsze wrażenia i Sylwester w Jerozolimie

Po długim i leniwym poranku zapakowaliśmy się do naszego różowego auta i bardzo dobrze oznaczonymi drogami dotarliśmy do Nazaretu. Tam już widać (nie tylko po architekturze silne wpływy arabskie). Też po kulturze jazdy samochodem łatwo zauważyć, że ma się do czynienia z kierowcami o dużym temperamencie (przypominało to jazdę samochodem po Maroku). W samym Nazarecie oznaczenia zarówno dróg, jak i zabytków są bardzo słabe, dlatego kilkakrotnie dopytywaliśmy miejscowych o to, jak dotrzeć do Bazyliki Zwiastowania Pańskiego. Również nieco trudniej o osoby mówiące po angielsku. Mieliśmy też spore problemy z parkowaniem. Na szczęście udało się, i to na ulicy z parkingiem bezpłatnym.

Bazylika Zwiastowania
Bazylika robi wrażenie, a w jej okolicach jest kilka sklepików z pamiątkami. Cały kompleks jest dobrze oznaczony dla turystów. Z racji, że nieco późno wyruszyliśmy tego dnia w podróż, a wiedzieliśmy, że w Jerozolimie bez GPS-u może być nieco trudno, to w Nazarecie nie zabawiliśmy zbyt długo. Podróż samochodem minęła szybko. Gdy dojechaliśmy do centrum Jerozolimy,  rozpoczęły się najpierw poszukiwania miejsca parkingowego (liczyliśmy na darmochę). Nic z tego - między 9 a 18 w zasadzie nie ma w rejonie centrum miasta darmowych miejsc. Wreszcie znaleźliśmy jakieś, które znajdowało się nie tak daleko murów starego miasta. Kupiliśmy na godzinę bilet w parkometrze i zostawiliśmy tam samochód na noc. Ruszyliśmy pieszo do bramy Jaffa, z której mieliśmy rzut beretem do naszego hostelu, a ten znajdował się przy uliczce „Święty Marek”.

Zakwaterowanie i sylwestrowe niespodzianki

Jeden z korytarzy w naszym hostelu
Citadel Hostel to wyjątkowe miejsce. Pokoje sprawiają wrażenie wykutych w skałach, a prowadzą do nich kręte korytarze. Tylko trochę zimno w nim było ( za dodatkowe ogrzewanie 20 szekli za noc), no i goście nie bardzo dbali o czystość w toaletach. Na dachu hostelu znajdował się duży taras z panoramą na całą Jerozolimę. Tam zjedliśmy 3 z 4 śniadań, które przypadły w czasie naszej podróży na Jerozolimę.

Nasz pierwszy wieczór w Świętym Mieście to był Sylwester. Wcześniej naczytaliśmy się o tym, że Izrael nie obchodzi Nowego Roku. I na to się nastawiliśmy. Ale zupełnie przypadkowi ludzie zaczepiali nas na ulicy i po angielsku życzyli nam szczęśliwego Nowego Roku. Niektórzy z turystów w hostelu byli zdezorientowani i nie bardzo wiedzieli, co robić i podpytywali, gdzie się wybieramy. My jednak liczyliśmy na jakieś fajerwerki, więc zdecydowaliśmy się spędzić okolice północy na dachu hostelu. Mogliśmy poszukać jakiegoś klubu, bo gdzieniegdzie ponoć odbywały się imprezy noworoczne, ale byliśmy zbyt zmęczeni. Powiem jedno - warto było iść na taras, bo fajerwerki jednak były. I najlepsze jest to, że byli nimi zaskoczeni sami jerozolimczycy.

Sylwester był dla nas zaskoczeniem jeszcze innego typu. Gdy kilkanaście minut po godzinie 23 zjawiliśmy się sklepie kupić coś na śniadanie i zaopatrzyć się w dodatkowy alkohol, dowiedzieliśmy się, że po 23 alkoholu w Izraelu nie kupimy...

Dzień 4. Zwiedzamy Święte Miasto


Mur Jerozolimy. Całkiem niedaleko zaparkowaliśmy auto
1 stycznia wstaliśmy wcześnie. Trzeba było znaleźć jakieś darmowe miejsce do parkowania...

Gdzie znaleźć darmowy postój w centrum Jerozolimy?

Płatne parkingi były o tyle kłopotliwe, że po trzech godzinach i tak trzeba było zabrać samochód. Po ósmej wyszliśmy po auto. Wsiedliśmy i przez jakieś 40 minut jeździliśmy i szukaliśmy. W końcu natrafiliśmy na jakiś zaułek. Najpierw zaparkowaliśmy w miejscu, gdzie nie było tablicy informującej o płatnym parkingu, ale coś nam nie grało. Spytaliśmy dwie osoby, które powiedziały, że za wszystko się płaci. Poszedłem więc do sklepu, żeby kupić bilet parkingowy. Gdy już miałem płacić, Żyd kupujący pieczywo spytał, gdzie zaparkowałem. Wyszliśmy na zewnątrz, wskazałem mu miejsce, a on powiedział, że to jedyna ulica w okolicy, gdzie nie trzeba płacić. Później jeszcze podszedł do mnie, żeby się upewnić czy dobrze zaparkowaliśmy. Tam pozostawiliśmy auto. Najśmieszniejsze jest to, że  Tomek poszedł szukać po podwórkach i nawet już gotowy był przestawić śmietnik, żebyśmy zaparkowali w wąskiej uliczce pod blokiem. I tym sposobem pozostawiliśmy auto przy ulicy Shivtei Israel, niedaleko od Starego Miasta, na cały dzień.

Zwiedzamy do woli

Wejście do Grobu Jezusa w Bazylice Grobu
Obraz ilustrujący wygląd głównej ulicy Jerozolimy z czasów Chrystusa
Później rozpoczęliśmy rozglądanie się po Starym Mieście. Mieliśmy na to właściwie całkiem sporo czasu, dlatego nie spieszyliśmy się specjalnie. W Dzielnicy Chrześcijańskiej zwiedziliśmy Bazylikę Grobu Świętego, której architektury nie jestem w stanie ogarnąć. Miejsce niesamowite, ale jego klimat burzą pielgrzymi pchający się w kolejkach. Przeszliśmy się fragmentami Drogi Krzyżowej i odnaleźliśmy kilka stacji (niektóre są właściwie niewidoczne). W Dzielnicy Żydowskiej ogromne wrażenie zrobiła na nas podziemna ulica, tzn. ulica, którą odkopano, a która pochodzi z czasów sprzed dwóch tysiącleci. Biegnie ona pod dzisiejszą zabudową Dzielnicy Żydowskiej, jakby podziemnym tunelem. Świetne wrażenie robi gigantyczny obraz odtwarzający targ, jaki przy tej ulicy codziennie się odbywał. Każda dzielnica ma zupełnie inny klimat. Żydowska w zderzeniu z Arabską to dwa różne światy. w Żydowskiej wszystko uporządkowane i czyste, a w Arabskiej miejscami brudno, nieestetycznie, ale bardzo klimatycznie. I właśnie o klimat tego miasta chodzi. Bo chyba nigdzie indziej na świecie nie ma miejsca tak ważnego dla kilku wiodących prymat religii. Gdy się słyszy bicie dzwonów w kościołach chrześcijańskich, przy jednoczesnym nawoływaniu do modlitwy muzułmanów, dobiegającego z minaretów i gdy widzi się Żydów w pośpiechu pędzących i czytających święte teksty. A wszystko jednocześnie. To jest Jerozolima!

Ściana Płaczu z widokiem na meczet Al-Aksa
Tego samego dnia wybraliśmy się pod Ścianę Płaczu. Na placu przy ścianie mnóstwo żołnierzy pilnujących porządku, a przy wejściu do samego placu bramki wykrywające metal. Zadziwiające było to, że kobiety odchodzące od ściany do pewnego momentu muszą iść tyłem - tak, aby od ściany się nie odwrócić. Nigdy o tym nie słyszeliśmy...

W Dzielnicy Muzułmańskiej jest oczywiście najwięcej Arabów handlujących pamiątkami. W niewielkich sklepikach można łatwo się zatracić. Kupić można dosłownie wszystko, łącznie z ubraniami. Oczywiście nie wypada się nie targować, bo z ceny sprzedający schodzą często nawet połowę. A już największe wrażenie robi moment, gdy nadchodzi czas modlitwy i gdy sprzedawcy rozkładają dywaniki, na których klękają i zaczynają się modlić z twarzami skierowanymi w stronę Mekki. Oczywiście wtedy niczego się u nich nie kupuje, ale sklepy pozostają otwarte.

Tego dnia próbowaliśmy znaleźć jakieś ciekawe miejsca do jedzenia. I wylądowaliśmy na pizzy przy Via Dolorosa. Tego dnia udało się nam jednak spróbować też lokalnego, szczególnie popularnego wśród Arabów fast-foodu - falafela.

Dzień 5. Betlejem i zakupy

W momencie, gdy zdecydowaliśmy się na to, aby do strefy Autonomii Palestyńskiej pojechać autem, dowiedzieliśmy się, że auto wypożyczone w Tel Awiwie nie ma odpowiedniego ubezpieczenia. Dlatego pozostał nam transport lokalny. najpierw pojechaliśmy autobusem, a dalej wzięliśmy taksówkę, która podwiozła nas pod samą Bazylikę Narodzenia Pańskiego. Tam zwiedziliśmy oczywiście bazylikę, a później porozglądaliśmy się po Betlejem, i przeszliśmy się po okolicznych straganach. Jedno jest pewne: Ceny są zupełnie inne. Wiele produktów można kupić znacznie taniej i się po prostu obkupić.

Byliśmy też o krok od zwiedzenia Herodionu i Hebronu, bo taksówkarz zaproponował bardzo korzystną cenę, jednak w końcu odpuściliśmy sobie ten fragment podróży. Ale oferta kusząca, bo za naprawdę niewielkie pieniądze można objechać te okolice z własnym taksówkarzem, który poczeka na turystów, a obowiązuje wcześniej uzgodniona cena. Wspomnę jeszcze, że po powrocie do Jerozolimy - w hostelu, w którym nocowaliśmy, dwie osoby opowiedziały mi swoje doświadczenia po podróży do Hebronu. Obydwaj panowie zostali obrzuceni przez dzieci kamieniami, więc uznali, że to dobrze, że tam nie pojechaliśmy.

Pozostałą część dnia po powrocie do Jerozolimy spędziliśmy na spacerach po różnych dzielnicach Starego Miasta i na poszukiwaniach pamiątek dla siebie i dla znajomych. Oczywiście wybierać jest w czym. Niektórzy handlarze są dość natarczywi, niektórzy liczą na słabą pamięć klientów, ale jak dobrze się z nimi pogada, to naprawdę dialog może zdziałać cuda jeśli chodzi o ostateczną cenę pamiątki w stosunku do wyjściowej.