środa, 17 kwietnia 2013

Izrael. Morze Martwe, powrót i finanse. Cz. 4





  Dzień 6. Morze Martwe i okolice

Jak już wspomniałem, ubezpieczenie auta, które wynajęliśmy, nie obejmuje strefy Autonomii Palestyńskiej, a najkrótsza droga do Morza Martwego wiedzie właśnie przez obszar palestyński. Na szczęście, jak udało się nam dowiedzieć, zarówno droga nr 1 prowadząca na wschód, jak i droga nr 90 biegnąca aż do Eilatu, są pod kontrolą Izraela. A więc swobodnie mogliśmy nią jechać. Sama podróż autem po tych rejonach jest niesamowita. Na okolicznych górach są miejscami oznaczone wysokości terenu względem poziomu morza, a dodatkowo mocno czuć różnice ciśnień. Wydaje się, że w rejonie poniżej poziomu morza powietrze jest bardzo gęste i że gorsza jest widoczność. Dodatkowo jest dużo różnic terenu, a więc nasze ekonomiczne auto spaliło znacznie więcej niż zwykle benzyny. Naszym pierwszym przystankiem był park En Gedi. Rewelacja. Kozice swobodnie chodzące obok ludzi, góralki, które niczego się nie obawiały, mnóstwo ptaków, ale przede wszystkim przepiękne widoki z licznymi źródłami i miniwodospadami. Oaza roślinności wśród przesuszonych terenów przypominających skalistą pustynię. Wstęp oczywiście płatny, ale warto;). Nie zwiedziliśmy wszystkiego, ale gdybyśmy mieli więcej czasu, na pewno byśmy się pokusili.

W sąsiedztwie kompleksu znajdują się ruiny bardzo starej synagogi z czasów Bizancjum. Również robią wrażenie, szczególnie że odkryto wiele mozaik z jej wnętrz.



Plażę nad Morzem Martwym znaleźliśmy tuż obok En Gedi. Trzeba było zapłacić za parkowanie. Spędziliśmy tam dokładnie dwie godziny. Atrakcja pływania w morzu niesamowita! Szkoda tylko, że plaża jest skalista, a dno morza również skaliste. Wiele osób miało pokaleczone ręce i stopy i ślady krwi znajdowały się na plaży. Trzeba naprawdę uważać. Ale mimo wszystko wrażenie gigantyczne! No i fakt, że w zasadzie przez gęste powietrze przedziera się obraz tego, co jest po drugiej stronie morza, czyli wzgórza Jordanii. Jeszcze jedna ważna sprawa: to, o czym piszą w przewodnikach - że pożałują ci, którzy do wody wejdą z najmniejszymi zadrapaniami - jest prawdą. Podobnie z oczami. Szczypie aż słów brakuje!

 
 

Po odpoczynku nad Morzem Martwym ruszyliśmy dalej na południe - do Masady. Miejsce znaliśmy z opisów w przewodnikach. I godzinami otwarcia z przewodników się wyraźnie zasugerowaliśmy. Jeden z naszych przewodników godzin nie podawał, a w drugim była informacja, że poza sezonem otwarte jest do godziny 16. My byliśmy 5 minut po 15 i już niestety nas nie wpuszczono. Dlatego jedynie podziwialiśmy widok pięknej twierdzy, kolei linowej, którą ci, co się załapali, wjeżdżali w górę... W oczy rzucali się też ci, którzy zdecydowali się na wejście piechotą. Szli sznurem jak mrówki. Natomiast w okolicy były piękne widoki na Pustynię Judzką. Przynajmniej one zrekompensowały nam problemy z wejściem do Masady.

W drodze powrotnej zauważyliśmy strzałkę, która wskazywała jakiś ciekawy obiekt. Myśleliśmy, że będzie to dolina podobnej do tej w En Gedi. Jechaliśmy samochodem pustynną drogą za jakimś autokarem, a właśnie ten autokar utwierdzał nas w przekonaniu, że tam na pewno coś jest. I dojechaliśmy. Po pół godziny jazdy dotarliśmy do obozu kempingowego. A przed nami jechał autokar z jakimiś żołnierzami, którzy prawdopodobnie mieli mieć tam noc „w terenie”. Trochę się z nas śmiali i mówili, że rzeczywiście, w okolicy są fajne doliny, ale na piesze wędrówki, na co najmniej 2 dni i z mapą okolicy w ręku. A więc tą samą drogą zdecydowaliśmy się na powrót. A w drodze powrotnej do Jerozolimy przegapiliśmy jeden zjazd (już w samym mieście) i musieliśmy zawracać, po czym znów go przegapiliśmy i potem zrobiliśmy dodatkowe 30 km, bo nie było gdzie zawrócić. Ale trzecie podejście było bezbłędne. To był męczący, acz wspaniały dzień.

Dzień 7. Aszkelon, Tel Awiw i... do domu!

Obierając drogę powrotną do Tel Awiwu, postanowiliśmy wstąpić do jeszcze jednego miejsca - Aszkelonu. W mieście można dość swobodnie porozumiewać się w języku rosyjskim - gorzej nieco z angielskim. Główną atrakcją miasta jest piękna plaża i widom na morze, ale to, co nas tam przywiodło, to park narodowy, na terenie którego znajdują się ruiny starożytnych budowli. Do odwiedzenia tego miejsca zachęciły nas trzy przewodniki, które mieliśmy ze sobą przez całą podróż. Jednak park nie robi szczególnego wrażenia. Plusem jest to, że dzięki kartom miejskim udało się nam wynegocjować zniżki studenckie (wejście było dość drogie), a na miejscu można było pospacerować i zrelaksować się. Same ruiny - po zwiedzeniu Cezarei - nie zrobiły już wrażenia. Zresztą znajomy Izraelczyk, który dowiedział się, że zwiedzaliśmy Aszkelon, dziwił się, że akurat tam się jeszcze wybraliśmy, bo według niego nic a nic tam nie ma do zwiedzania.

Po zakończeniu zwiedzania Aszkelonu pojechaliśmy do Tel Awiwu, gdzie ulokowaliśmy się w tym samym hostelu, w którym spędzaliśmy pierwszą noc. Czasu było już niewiele, więc znaleźliśmy fajną restauracyjkę na zjedzenie kolacji, spotkaliśmy się z dwojgiem znajomych, którzy w Tel Awiwie mieszkają, po czym przygotowaliśmy się do podróży powrotnej. Potem położyliśmy się spać na dwie godziny.

Na lotnisko wyruszyliśmy około drugiej w nocy. Mieliśmy poważny problem z zapłatą za tankowanie auta, ale na szczęście wszystko się udało. Droga na lotnisko była o tyle nieprzyjemna, że padał deszcz. Z tego, co dowiedzieliśmy się po powrocie do Polski, tuż po naszym wyjeździe nastąpiło poważne załamanie pogody - najpierw powodzie, a chwilę później intensywne opady śniegu. A więc mieliśmy wielkie szczęście z aurą w naszej podróży, bo padało tylko raz - w drodze powrotnej na lotnisko.

Nie tak drogo!

Po powrocie ogarnęliśmy sprawę kosztów. Cała wyprawa okazała się nieszczególnie droga. Na bilety lotnicze w obie strony, wynajem auta, tankowanie, wyżywienie, noclegi, wejściówki i pamiątki (czyli wszystko) wydaliśmy po około 2200 zł na osobę. A z pewnością da się nieco taniej...

4 komentarze:

  1. Warto zainteresować się kapitałem początkowym, ciekawy artykuł czytałem tu https://www.zus.info.pl/kapital-poczatkowy-w-zus/ i moim zdaniem jest to bardzo ważna kwestia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak daleko ja jeszcze nigdy nie byłam i muszę przyznać, że na pewno się kiedyś tam wybiorę. Jak dla mnie również zwiedzanie innych krajów przy pomocy samochodu jest fajne. Oczywiście gdzie nigdzie należy mieć winiety https://kioskpolis.pl/winiety-gdzie-je-kupic-i-ile-kosztuja/#kotwica1 i fajnie jest wiedzieć ile one kosztują oraz gdzie je kupić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne zdjęcia, wspaniałe widoki. W takich miejscach można nie tylko zwiedzać ale i aktywnie spędzać czas, jak i przy różnych zbiornikach wodnych. W kraju naszym także. Zdarza się Wam pływać kajakami? Ja chciałbym spróbować w tym roku. Mam znajomych którzy regularnie wybierają się na taką atrakcję wodną a na gosup.pl zaopatrują się w niezbędny sprzęt. Jeśli się dużo pływa to myślę, że warto mieć własny kajak.

    OdpowiedzUsuń